Blog sklepu AktywnySmyk.pl

Pan Marek i Beata o rowerku biegowym Puky i ich synu Kamilu

rowerek biegowy

Mail którego każdy rodzić, zastanawiający się nad wyborem czy rowerek biegowy czy rowerek trójkołowy albo rowerek z pedałami musi przeczytać:

Bardzo dziękujemy z rowek biegowy! Paka dotarła błyskawicznie i natychmiast po dokręceniu kierownicy i regulacji siodełka rowerek poszedł w ruch!

Na Waszej stronie znalazłem sporo informacji, uwag i opinii o rowerkach biegowych, dlatego też pozwalam sobie napisać kilka słów jak to wyglądało u nas.

Gdzieś tak w czerwcu 2008 ( nasz synek Kamil miał wtedy półtora roku ), żona postanowiła dzieciakowi sprawić jakiś przyrząd do samodzielnego poruszania się, w końcu ileż można siedzieć w wózku. Padło na “trzykółkę” czyli rowerek “[ ciach… nie podajemy nazwy ]” No ok, zobaczymy jak dzieciak zaadaptuje się do tego wynalazku. A Kamil zaadaptował się błyskawicznie i na swój specyficzny sposób. Natychmiast pojął (bo to jest inteligentna bestia), że po co pedałować samemu jak mama czy tata pchają ten drążek z tyłu. No i po co kierować, skoro mama lub tata co chwilę poprawiają kierownicę… Tłumaczenia skutkowały przez chwilę, po czym wracaliśmy do punktu wyjścia – i szczerze mówiąc spacery z tym rowerkiem w sumie niczym nie różniły się od jeżdżenia wózkiem – Kamil sobie siedział i podziwiał okolice, zero stresu i wysiłku, a my….heh, to jak łatwo zgadnąć – najprzyjemniejsze chwile nie były…Ta “udręka” z trzykołowcem trwała z przerwami jakiś rok.

Nie wiem skąd żonka wytrzasnęła pomysł na rowerek biegowy..czy ktoś podpowiedział, czy może zobaczyła na mieście…w każdym razie na początku czerwca 2009 ( Kamil miał 2.5 roku) kupiliśmy właśnie u Was rowerek biegowy “PUKY LR M”. No i się zaczęło!

Proszę o mnie nic złego nie pomyśleć, ale po skręceniu całości postanowiłem nieco brutalną metodą zweryfikować, czy ta konstrukcja to tylko na solidną wygląda czy rzeczywiście taka jest. No i sobie na to cudo na chwilę siadłem – udar w impulsie 75kg. Nawet nie zgrzytnął! No super. Potrzeba tego eksperymentu wynikała wprost z obserwacji jakie odgłosy skrzypienia i chrzęszczenia wydawała poprzednia trzykółka.

Potem rowerek biegowy dopadł Kamil, a my z ciekawością przyglądaliśmy się – co on teraz zrobi, jak się zachowa, jak sobie poradzi. I tu zaskoczenie – dzieciak momentalnie załapał o co chodzi, jak się poruszać i jak kierować. W sumie manewru wielkiego nie miał – jak chciał do przodu no to praca własna nogami, skręcanie takoż. Nasza rola zaczęła ograniczać się do czuwania, aby w coś nie przydzwonił. Natychmiast też zaczęła się edukacja o zachowaniu na deptaku – że koło ludzi trzeba zwolnić, że na przejściu poczekać na zielone światło, etc/itd. No, z tą biegówką to już żartów nie ma – dzieciak miał akcelerację wręcz dramatyczną i niedługo pojawiły się zagadnienia pt. jak bezpiecznie wyhamować ze sporej w sumie szybkości, jak się wykaraskać spod rowerka w przypadku nagłego zaliczenia tzw. gleby. Upadków nie było dużo, raptem kilka przez cały rok użytkowania rowerka, a Kamil bardziej przejmował się rowerkiem i jego stanem, niż tym że się wywalił. Rowerek sam w sobie (w sensie urządzenia) nie stanowi w/g mnie zagrożenia – na rączkach guma, żadnych ostrych i wystających elementów. Kamilowe wywrotki były głównie w bok i co zaskakujące – przy prawie zerowej szybkości – ot, za szybko chciał zejść z maszyny. Wywrotka do przodu, przez kierownice, była tylko jedna – gdy przednie koło zaliczyło dość pokaźną dziurę, na szczęście skończyło się tylko na strachu. Za to wiele razy zdarzyło się, że rowerek gwałtownie oparł się o przeszkodę (głównie wyższy krawężnik). Cała energia szła na rączki, resztę zabierało przednie koło, a ponieważ środek ciężkości nisko i raczej z tyłu – kończyło się na gwałtownym stop, Kamil pozostawał w siodełku.

Co dalej – trasy. No, powiem szczerze ostatnio nas dzieciak zaskoczył – po Warszawie (Bemowo/Wola) to idzie w naprawdę konkretne kilometry – załącznik trasy1.gif Przy okazji zauważyłem, że dzieciaka musimy nauczyć rozkładać siły – w końcu trzeba jeszcze wrócić. No ale Kamil tylko w dal, przed siebie… i tak właśnie z ostatniej wycieczki wróciliśmy tramwajem, bo dzieciak po prostu padł (tato z resztą też…) :-)

A wczoraj (26 maja 2010) – dotarła nowa maszyna “Puky LR XL“. I dosłownie chwilę po zmontowaniu dzieciak już na niej pędził… Mały Puky stał się za mały, Kamil poruszał się tracąc energię na podciąganie nóżek, a możliwości podnoszenia siodełka już się wyczerpały. Duży Puky….jest ciut za duży :-) – to znaczy na najniższej pozycji siodełka Kamil raczej muska stopami o podłoże. Stąd jak zauważyłem – chwilowo nieco utrudnione nożne hamowanie. On przyzwyczaił się do hamowania stopami, a tu nie ma tak! Odkrył za to, że to coś przy kierownicy – to wypasione hamulce i coraz częściej próbuje ich używać, póki co wymiennie z nogami. I idzie coraz lepiej :-)

Na koniec może kilka refleksji, wynikających głównie z tego, co napisane na Waszej stronce i okolicach

  • a) rowerek biegowy versus trzykółka.
    W/g mnie prostu nie ma porównania. Pewnie, że to zależy od wieku, siły dzieciaka czy innych czysto osobniczych cech, ale dla nas trzykółka to była zwyczajnie porażka. Dokładnie nic to nie wniosło dla dzieciaka, nic się nie nauczył (w kontekście nauki kierowania i samodzielnego napędzania rowerka). I w sumie z tą trzykółka był większy kłopot niż zabawa.
  • b) rowerek biegowy versus hulajnoga
    Porównywanie tych dwóch rzeczy jest raczej bez sensu. Hulajnoga to zupełnie inna filozofia poruszania się, inna pozycja inny sposób wprawiania całości w ruch. I moim zdaniem hulajnoga powinna być obok rowerka biegowego, a nie jako alternatywa. Co do bezpieczeństwa dzieciaka na hulajnodze – mogę tylko domniemywać, bo doświadczeń nie mamy. Ale tak intuicyjnie: na bok można się przewrócić i z jednego i z drugiego. Do przodu ( na baranka przez kierownice ) – z rowerka biegowego raczej trudno. No chyba, że dzieciak naprawdę bardzo, bardzo mocno się rozpędzi i wjedzie w dość głęboką wyrwę w podłożu. Z hulajnogi, do przodu – widziałem kilka razy na osiedlu takie wywrotki. I proszę mi wierzyć – nie wygląda to zbyt ciekawie.
  • c) klasyczny rowerek biegowy vs zwykły rowerek “po tuningu”
    Najpierw wersja z pedałami, ale też z dodatkowymi kółkami stabilizującymi. To w/g mnie raczej ułuda, fałszywe poczucie stabilności, w efekcie wpływa negatywnie na dzieciaka, bo owy ciągle nie uczy się jak zachowywać równowagę, nie potrafi balansować ciałem aby utrzymać w ryzach i siebie i maszynę. No bo po co, przecież są te kółka, tak? Pewnie, że można takie kółka powoli podnosić, pozwalając dziecku na coraz większą swobodę….ale ile taka nauka utrzymywania równowagi będzie trwała i jak będzie efektywna? Najwięcej zależy od dziecka….

Teraz wariant z demontażem pedałów. No cóż, jeżeli rodzic będzie w stanie to rozsądnie wykonać – to pewnie jakaś alternatywa jest. Piszę rozsądnie – bo pedały to nie wszystko, szczególnie gdy napęd jest via łańcuch, a nie wałek. Zostawienie łańcucha, zębatek to średnio rozsądny pomysł – nie muszę pisać jak może się skończyć wsadzenie tam palca przez dzieciaka. A dziecko w końcu palec tam wsadzi, bo dzieci są wszystkiego ciekawe niejako z definicji. O spodniach uwalanych resztkami smaru itp.już nie wspominam. Rowerek biegowy nie zawiera mechanizmów, które mogą zrobić jakąkolwiek krzywdę i naginanie do czegoś takiego zwykłego małego rowerka (btw ingerując w fabryczną konstrukcję) – owszem, jest możliwe, ale czy ma jakiś głębszy sens?

Jeszcze wrócę na chwilę do rowerka z dodatkowymi kółkami. I znowu z obserwacji naszego Kamilka – dosłownie po kilku dniach jazdy (jazdo-biegu) na małym “PUKY LR M” dzieciak zaczął sam eksperymentować – nieco się rozbiegał i rozczapierzał nóżki, tracąc kontakt z podłożem. Tak na chwilę, ale coraz częściej i na coraz dłużej. I tym sposobem potrafił przejechać nawet kilka metrów – samodzielnie utrzymując równowagę. A miał wtedy 2.5 roku. I nie to, ze nasz synek jest jakoś szczególnie uzdolniony – teorię mam taką, że rowerek biegowy po prostu zachęca do takich zachowań, czy wręcz je prowokuje – z oczywistą korzyścią dla malca.

AktywnySmyk potwierdza! :-)